DLACZEGO NIE LUBIMY WEGETARIAN I WEGAN?

Dlaczego nie lubimy wegetarian?

Od dziecka uczono mnie, że nie zagląda się ludziom do łóżka, portfela i lodówki. Potem jednak opuściłam swój idealny świat, czytaj: dorosłam. A dorosłość wiąże się z różnymi rzeczami. Oznacza, że możesz na śniadanie jeść lody, siedzieć do późna przed komputerem, a nawet pójść na imprezę i wypić piwo bezalkoholowe. Oznacza również, że poszerzasz swoją sieć kontaktów towarzyskich. Poznajesz coraz to nowych ludzi, ich znajomych i znajomych znajomych. I nagle okazuje się, że Twój dziecięcy, idealny świat to było kłamstwo. Bolesne zderzenie z rzeczywistością dla nieneurotypowych.

W dorosłym świecie widzisz, że każdy ma do wrzucenia swoje pięć groszy na KAŻDY temat. Że każdy wie wszystko najlepiej na temat wspinaczki wysokogórskiej, wychowania dzieci i gotowania pomidorowej. Zaczynasz dostrzegać prawidłowość rządzącą brutalnym światem społecznych relacji: każdy wie, jak powinno wyglądać Twoje życie. Ba! Wie to lepiej od Ciebie.


A wiesz, jak powinno wyglądać?

Mieścić się w ogólnie przyjętych ramach.


Społeczne ramy życia codziennego

Osadzeni w społeczeństwie odtwarzamy pewne konstrukty stworzone przez wcześniejsze pokolenia. I chociaż żyjemy w świecie pełnym zmian społecznych, świecie kultu indywidualizmu i postulatów wolności wyborów, to koniec końców i tak w prozie życia codziennego słyszymy, że te nasze wybory są nieadekwatne, niezrozumiałe, nielogiczne, niewłaściwe. Po prostu złe. Bo wypadają z konwencjonalnych ram. Bo są inne.

I właśnie dlatego nie lubimy wegetarian i wegan.


Wegefobia

Decyzja o wykluczeniu mięsa z diety podważa element kultury, jaką jest kuchnia, a co za tym idzie sposób myślenia osób jedzących mięso. Jest wyłamaniem się z wielowiekowej tradycji i zwyczaju. Nadal jeszcze potrafi budzić niemałe zdziwienie, a czasem także wrogie reakcje, nawet nienawiść.

Niechęć do osób będących na dietach roślinnych bywa tak silna, jak do innych mniejszości – seksualnych, narodowych, etnicznych, rasowych. Współcześnie psychologowie mówią wręcz o wegefobii lub wegafobii (vegephobia). Za jej podłoże uznaje się przede wszystkim wyłamanie wegan i wegetarian z szablonów społecznych: to nonkonformistyczne zachowanie chwieje znanym, a przez to bezpiecznym porządkiem społecznym. Opuszczenie szablonu oznacza narażenie się na dyskryminację, napiętnowanie i wykluczenie.

Czy niejedzenie mięsa stanowi jakiekolwiek zagrożenie dla kultury i trwania społeczeństwa? Zdaniem piętnujących – tak. Wszystko, co podważa reguły społeczne postrzegane jest jako zagrożenie dla obowiązujących wartości moralnych w konserwatywnych kręgach. To nic innego jak lęk przed załamaniem się tradycyjnego porządku.


Męskość = mięso ???

W najgorszej sytuacji znajdują się mężczyźni na dietach roślinnych. O ile kobieta niejedząca mięsa może cechować się przecież nadzwyczajną empatią, a to jak wiadomo typowa dla niej cecha, o tyle mężczyzna bez schabowego na talerzu przestaje tym mężczyzną być.

Ta silnie zakorzeniona w społecznych umysłach męskość, jakże okazuje się być słaba, że wystarczy zrezygnować z mielonych w niedzielę i karkówki z grilla, by ową męskość utracić. Mężczyzna na diecie roślinnej w oczach pewnej części społeczeństwa traci prawo do bycia męskim, bo zdecydował jadać kotlety z soczewicy i tofu. Kuriozalne? No nie, bo wiadomo przecież, że bez mięsa w żołądku nie wystarczy mu sił, by dołączyć do współczesnej husarii w patriotycznych bluzach na marszach równości. Zniewieściały, gej, liberał, lewak – szufladki już otwarte.


Druga strona medalu

Jest oczywiście druga strona tego medalu. Ortodoksyjni wyznawcy diet roślinnych potrafią przytłoczyć mięsożerców. Ich próba zbawienia świata jest tyle co cudowna w swej idei, tyle też utopijna. A w swej naiwności – zwyczajnie przerażająca. Argumenty mogą być słuszne (i są!), ale niewiele zdziałają, gdy w grę wchodzą werbalne ataki i zarzuty o brak szacunku do zwierząt/planety/środowiska/własnego układu pokarmowego/wpisz dowolne. Emocjonalne zagrywki mające eksponować czyjąś niewiedzę, brak refleksyjnego myślenia o świecie czy ignorancję, sprawiają, że piętnowani stają się piętnującymi. To szkodzi obu stronom tego konfliktu. Mięsożercy mają kolejne powody do tego, by roślinożerców nie lubić.

Nie ma nic złego w próbach wpłynięcia na korzystną zmianę czyiś nawyków żywieniowych, dopóki odbywa się to z poszanowaniem drugiej osoby i umiejętnością powiedzenia sobie STOP, gdy tylko da się wyczuć, że druga osoba nie jest tym zainteresowana. Jeśli ktoś mówi Ci wprost, „będę jadł mięso i nikt mnie nie przekona, żebym z tego zrezygnował”, to nie mów sobie challenge accepted, tylko ŻYJ I DAJ ŻYĆ INNYM. Dokładnie tak, jak Ty nie chcesz słuchać próśb babci Józi o opamiętanie się, by powrócić do kotleta ze schabu, bo inaczej nabawisz się w końcu anemii. Dokładnie tak, jak denerwujesz się, gdy po raz 6384883 słyszysz szydercze: „A dlaczego Ty jesz mięsa?”

Ja odpowiadam: „A dlaczego Ty jesz?”

Bo dziś już wiem, że nie muszę nikomu tłumaczyć się ze swoich wyborów. Nie tylko żywieniowych. Ta odpowiedź z reguły wystarcza, by powrócić do tematów w których jesteśmy zgodni. Tak żyje się lepiej.


PS Na pytanie: „O jeżu, to co ty jesz?”, odpowiadam: „No wiadomo, że kamienie i trawę”.

Pro tip na ostateczne zamknięcie tematu zawartości lodówki.


Źródło:

  • MacInnis, C. C., Hodson, G. 2017. It ain’t easy eating greens: Evidence of bias toward vegetarians and vegans from both source and target. Group Processes & Intergroup Relations, 20(6).

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *